Nasz Siemek

.

.
Kliknij w baner po dodatkowe informacje...

czwartek, 13 marca 2014

Wizyta

 Kiedy późną jesienią odbieraliśmy w Klinice Grunwaldzkiej w Poznaniu nowe ortezy Siemka (lekarz był przy tym nieobecny), mieliśmy już umówioną kolejną kontrolę u ortopedy. Niestety w wyznaczonym dniu zima pokrzyżowała nam plany fundując gołoledź. Nie podjęliśmy ryzyka jazdy w tak kiepskich warunkach. Okazało się, iż następny termin wypada dopiero w marcu i to na wizytę prywatną. Chcąc nie chcąc, musieliśmy się na to zgodzić.
 Tym razem nic nie stanęło nam na drodze i po blisko pięciu miesiącach kontrola się odbyła. Najpierw udaliśmy się do naszej cioci Ani - rehabilitantki, która wymęczyła Siemka ostrą dawką ćwiczeń, po której grzecznie zasnął w wózku w poczekalni Kliniki. Niby nic nadzwyczajnego u malucha, a jednak... Siemek podczas spacerów zwykle rozgląda się zaciekawiony i obserwuje świat. Momenty, gdy zasnął w spacerówce mogę policzyć na palcach jednej ręki. 
 Wizyty w Klinice są dla mnie zawsze lekką traumą. I chyba właśnie ortopedia robi na mnie największe (czytaj: najgorsze) wrażenie. Gdy podeszłam do rejestracji, rzuciłam okiem w kierunku gabinetu lekarza - czekało tam wiele dzieci na wózkach, ze specjalnymi chodzikami, z ortezami na nóżkach. Pokrzywione, biedne, ale gdy się im dłużej przyglądałam - nie nieszczęśliwe! Bawiły się jak umiały, próbując zabić czas w oczekiwaniu na swoją kolej, a czas ten wydłużał się coraz bardziej... My sami weszliśmy do gabinetu z prawie trzygodzinnym opóźnieniem. 
 Pan Profesor dobrze ocenił postępy Siemka. Stwierdził ogólne polepszenie stanu synka. Pochwalił kaszel (tak, tak - kaszel!) i jego siłę, a co za tym idzie zdolność odkrztuszenia wydzieliny. Stopy i nóżki zyskały najwięcej uznania. Niestety wybudzony ze snu Siemek kiepsko współpracował  i nie mogłam pokazać jak pięknie potrafi utrzymać głowę w siadzie z podparciem. Wściekły na mnie, wił się niczym tańczący wąż zaklinacza i ciężko było go utrzymać nawet na rękach. 
 Zdjęcie RTG bioder również nie wykazało, by konieczna była jakaś interwencja chirurgiczna. Pan doktor zalecił ruch w wodzie, choć mówił bardziej o kąpielach i zabawie w wannie niż basenie, o którym i ja ostatnio dużo myślałam.
 Ogólnie wyszłam stamtąd podniesiona na duchu. Tak bardzo, że aż nieadekwatnie do sytuacji. 
 Wróciliśmy do domu bardzo zmęczeni około dziewiątej wieczorem. Podczas drogi powrotnej, by Siemko nie marudził, musiałam odśpiewać mu swój stały repertuar, poszerzony o piosenkę żołnierską i... kolędy. Dla mojego syna jestem bowiem najlepszą wokalistką świata - Beyonce, uważaj, nadchodzę! 
 W domu utuliłam do snu dzieci i zasnęłam równo z nimi...
 Jako, że nie mam zdjęć z wczorajszej "wycieczki", wrzuciłam kilka fotek z naszego urlopu w pięknym, nadgranicznym mieście Zgorzelcu. 

Siemek w Goerlitz z katedrą w tle

Spacer po Goerlitz c.d.
Starszy kontempluje widoki 


Most łączący oba miasta

 A dla patriotów słusznie zdenerwowanych faktem, iż wszystkie zdjęcia są zrobione po niemieckiej stronie, mam dla ukojenia:

prawdziwą polską wierzbę w Zgorzelcu.

2 komentarze:

  1. Dominika - bardzo cieszę się, że lekarz tak dobrze ocenił postępy Siemka))) możesz sobie głównie pogratulować, bo to wynik waszych wielogodzinnych ćwiczeń. Tak trzymajcie)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za uznanie :-) choć i tak wciąż coś nas wybija z rytmu a doba robi się dziwnie nieelastyczna...

    OdpowiedzUsuń