Nasz Siemek

.

.
Kliknij w baner po dodatkowe informacje...

niedziela, 6 kwietnia 2014

Ściana

  Czuję, że dotarłam do ściany i dalej ani rusz... Do punktu, w którym, choćbym nie wiem jak się gimnastykowała, nie daję rady w ciągu doby wykonać z Siemkiem wszystkich zalecanych przez terapeutów ćwiczeń. Właściwie to osiągnęłam ten stan już dawno temu tylko nie przyjmowałam tego do wiadomości. Usprawiedliwiałam się przed samą sobą wyjątkowymi okolicznościami i obiektywnymi przeszkodami w postaci: wizyty u lekarza, choroby któregoś z chłopaków, konieczności zrobienia dużych zakupów lub większych porządków, gośćmi itepe, itede... Za każdym razem obiecywałam sobie: jutro będzie inaczej, wezmę Siemka do galopu i poćwiczymy, porozciągamy, wymasujemy co się da, zrobimy podpory, siedzenie, obroty, podciąganie, a to na piłce, na wałku, na kocu, oraz bujanie, czytanie, stymulacje, dotykanie faktur, układanki, sekwencje...Czytając można dostać zadyszki.
   Nie da się. Nie wyrabiam czasowo. Starszy syn także potrzebuje opieki i zainteresowania. Za punkt honoru postawiliśmy sobie, że nie odczuje różnicy w naszym zaangażowaniu. Historie o wcześnie dojrzałym i starającym się nie przysparzać problemów rodzeństwie dzieci niepełnosprawnych, możemy w naszym domu włożyć między bajki. Pierworodny ciągle domaga się pomocy we wszystkim i najlepiej wyłącznej uwagi. Dlatego ostatnio dochodzę do perfekcji w działaniu na dwa fronty - z jednym przeglądam książeczki w ramach terapii ręki i zajęć pedagogicznych, a z drugim jednocześnie bawię się klockami w rycerzoroboty. Żałuję wtedy tylko, że nie mam dłuższych rąk i/lub chwytnego ogona...
  Powoli wraz ze wzrostem możliwości młodszego syna dochodzą nowe ćwiczenia. Każda wizyta u logopedy skutkuje kolejnymi zadaniami do wykonywania (przy utrzymaniu dotychczasowych). Na turnusach także podpytywałam terapeutów o jakieś wskazówki. I w ten sposób wciąż coś nowego wskakuje do planu dnia. Niedawno np. zalecono mi robienie masażu twarzy Siemka. Sumiennie nauczyłam się go wykonywać i wciskałam na siłę gdzieś między kaszką a tłuczeniem kotletów. Swoją drogą mój drugorodny nie pomaga w ogarnięciu sytuacji: jest fanem slow food w dosłownym znaczeniu, zjedzenie posiłku zajmuje mu dobre pół godziny. W dzień śpi bardzo długo, co akurat sobie chwalę bo mam wtedy czas dla siebie, podczas którego szykuję obiad, bawię się ze starszym, wieszam pranie, taki tam relaksik...
  A jak w to wszystko wcisnąć obowiązkowy spacerek, który należy się dziecku jak psu zupa? Takie wyjście trwa minimum godzinę z ubieraniem, rozbieraniem i z całą tą logistyką znaną każdej matce i niejednemu ojcu. W zwykły dzień zazwyczaj oszukuję i w poczet spaceru zaliczam wyjazd na rehabilitację do ośrodka czy wizytę u lekarza i dwukrotne kilkuminutowe przebywanie na dworze w drodze z i do auta. 
  Jak znaleźć złoty środek między szczęśliwym dzieciństwem, a intensywną walką o lepszą sprawność dla chorego dziecka? Być fajnym rodzicem czy nieustępliwym rehabilitantem? Myślę, że z czasem nauczymy się zgrabnie balansować i nie robić nadmiernych przechyłów na żadną ze stron. Już teraz codziennie o poranku zaczynam od układania bardziej realnego niż kiedyś planu, uwzględniającego nieprzewidziane okoliczności i brak możliwości wydłużenia doby. Postanowiłam każdego dnia wybierać priorytetowe zajęcia np. logopedię, innego ćwiczenia ruchowe itd. nie rezygnując oczywiście z całej reszty jednak nie traktując jej wówczas tak obligatoryjnie. Nie robię mniej niż wcześniej, ale nie wpędzam się przynajmniej w wyrzuty sumienia. 
  Nie wiem czy ten pomysł się sprawdzi, jak zawsze - wyjdzie w praniu.
   

 

1 komentarz:

  1. Droga Dominiko, jestem mamą 10-letniej Oli, u której stwierdzono Dystrofię Ullricha (lub Miopatię Bethlema). Biopsja mięśni wykonana w Warszawie nie potwierdziła tej diagnozy, ale prof. Correll z Monachium ,gdzie wykonujemy dla Oli ortezy, twierdzi, że obraz kliniczny wskazuje na tę dystrofię. Dotychczas nie zrobiliśmy jeszcze badań genetycznych, dopiero niedawno dowiedzieliśmy się, że istnieje możliwość refundacji. Jeśli chciałabyś się ze mną skontaktować podaję adres mailowy: malgorzata.cichon@poczta.onet.pl z całego serca Cię pozdrawiam i życzę dużo sił ucałowania dla chłopców, szczególne uściski dla dzielnego Siemka:))
    czytam to, co napisałaś i jakbym czytała o naszych zmaganiach...

    OdpowiedzUsuń