Nasz Siemek

.

.
Kliknij w baner po dodatkowe informacje...

wtorek, 28 października 2014

Po...

 Ależ dużo czasu zajęło mi zrobienie tego wpisu... Po powrocie z turnusu (pełne dwa tygodnie) musieliśmy nacieszyć się sobą i trochę sobie pochorować, każdy po kolei. Jak to jesienią. Rodzinnie. 
 Tymczasem w trakcie naszej nieobecności w domu odbyła się zapowiadana wcześniej impreza. Biegiem, zawczasu gimnastykując się przy przekładaniu niektórych zajęć, urwaliśmy się z Siemkiem na "przepustkę" i pomknęliśmy chyżo z Garbicza do Żagania. Po drodze zahaczyliśmy o dom, zostawiając połowę naszego teamu (nie mnie :-) ). Siemek zatem smacznie odsypiał we własnym łóżeczku rehabilitacyjne wysiłki, a ja słuchałam na żywo kawałka naprawdę dobrego grania. Muszę napisać, że jestem pod wrażeniem młodych ludzi, którzy wystąpili. Byli świetni! 
 Jeszcze raz zatem dziękuję organizatorom, artystom i wszystkim obecnym. To było bardzo wzruszające doświadczenie. Zdjęcia niestety wyszły mi strasznie nieostre, ale może później uda się nam wrzucić jakieś kadry z filmu, który nagrywał mąż.
 Jeżeli chodzi o sam turnus to jechałam na miejsce z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony cieszę się, że takie ośrodki istnieją, z drugiej wciąż nienawidzę konieczności udawania się do nich. Zastanawiam się kiedy to minie i zacznę przyjmować los z całym dobrodziejstwem inwentarza. A jednak zachodzi pewna obawa, że gdy tak się stanie, przestanie mi się chcieć coś zmieniać. A to oznaczałoby koniec walki o Siemka. Więc chyba tak też byłoby źle...
 Sam Siemek nie okazywał wielkiego zmęczenia w trakcie i po zajęciach choć było ich bardzo dużo.

Się działo...









Terapia ręki i savoir-vivre`u: "Kwiatem do góry!"


Tradycyjnie basen należał do przyjemności.


 W niektórych ćwiczeniach ja również aktywnie uczestniczyłam, zabawiając Siemka śpiewem, wierszykami i przeglądaniem książeczek. Gdyby nie to, ignorowałby wysiłki rehabilitantów stawiających go do pionu (i to bez przenośni). Były też i takie, gdzie nie trzeba było żadnego mojego zaangażowania. Zajęcia z terapii przestrzennej zajęły pierwsze miejsce na liście przebojów. Najważniejsza w nich była część, podczas której huśtał się razem z terapeutą lub samemu. Na szczęście sala do tych zajęć usytuowana jest na końcu korytarza - każde bowiem przejście obok, skutkowało gwałtownym wołaniem: "Huśtawta, na huśtawte!". Jeżeli ćwiczyło tam inne dziecko i akurat zajmowało wspomniany obiekt miłości Siemka, wpadał w ryk i celem uspokojenia atmosfery na sali, ktoś musiał zmieniać miejsce, a szczęśliwy Siemek lądował na huśtawce z uśmiechem bezbrzeżnej radości. Niniejszym zatem dziękuję innym za wyrozumiałość.

Veni, vidi, vici


O spotkaniach Siemka z fauną turnusową, czyli o hipo- i dogoterapii napiszę może następnym razem, bo ze zdjęciami post wydłużyłby się już niemiłosiernie... 

 Ośrodek "Trzy Korony" w Garbiczu ma wiele zalet, które sprawiły, że chcę się go trzymać i na razie nie będę chyba szukać nowych miejsc. O rehabilitacji wielokierunkowej i profesjonalnej pisałam poprzednio więc nie będę się powtarzać. Tym razem szczególną uwagę zwróciłam na inne rzeczy. Właściciele starają się przygotować go na najróżniejsze potrzeby dzieci niepełnosprawnych. W naszym pokoju odkryłam np. dwie, na pierwszy rzut oka dziwne, drewniane konstrukcje, które (z dumą stwierdzam, że sama się domyśliłam ich przeznaczenia) służyły jako wyjmowane barierki do łóżka. A ponieważ Siemek opanował turlanie w stopniu znakomitym, było to konieczne zabezpieczenie. Ujęło mnie staranne organizowanie czasu po zajęciach dla dzieci: puszczanie wielkich baniek, wspólne przygotowanie i konsumpcja sałatki owocowej, zabawa kisielem (taki ohydny glut, ale dzieci miały frajdę niesamowitą), śpiewanki itp.


Ślizg przypodłogowy


Sałatka jabłkowa

 Nie zapomniano również o rodzicach, a część z nich zajmując się dzieckiem niepełnosprawnym może tylko pomarzyć, by dać sobie chwilę wytchnienia. Dla nich także przygotowano wieczorne zajęcia jak choćby zumbę, czy aerobik. Niestety i tak nie wszyscy z nas byli w stanie skorzystać z tej możliwości. Zapewne w innych renomowanych ośrodkach rehabilitacyjnych jest podobnie. Oczywiście jakieś wady też by się pewnie znalazły, ale naprawdę chwalimy sobie z Siemkiem ten pobyt bardzo...

Impreza taneczna

 A kosztował nas on 4700 zł. Zakładając, że w przyszłym roku chciałabym pojechać tam cztery razy, to wyniesie nas to minimum 18 800 zł (!) Tymczasem widzę, że Siemek wyrósł ze starych ortez na nóżki (koszt ok. 5 000 zł - mam nadzieję, że chociaż połowa zostanie zrefundowana przez NFZ) i niestety także ze specjalnego wózka, który miał mu wystarczyć wg producenta do wzrostu 104 cm czyli ok. 4 roku życia. Siemek ma 2,5 roku i 88 cm a głową sięga końca oparcia w siedzisku. Nie mam za bardzo do kogo zgłaszać pretensji bo producent niestety zwinął żagle i firma już nie istnieje... A, kurza morda, chciał człowiek wspierać rodzimy przemysł... Tak się przejechaliśmy na tym wózku, że mamy teraz obawy wobec innych polskich producentów, których sprzęt nie przekracza ceny 5 000 zł. Sprawdzone zagraniczne marki bez niespodzianek, to koszt powyżej 10 000 zł... Worek bez dna...


piątek, 3 października 2014

Nakręceni! :-)

 Tak chyba można jednym słowem opisać nasze emocje w ostatnich dniach. A wszystko w związku z koncertem "Gramy dla Siemka", który odbędzie się w Żaganiu w klubie "Elektrownia" 10 października o godzinie 20.00. Pozostał już niecały tydzień...
 Organizatorzy imprezy niczego od nas nie wymagali, ale jak tu się nie zaangażować gdy chodzi o twoje własne dziecko. Kiedy widzisz ogrom pracy zrobionej przez innych dla twojego malucha, dla jego zdrowia i szczęścia, aż łzy stają w oczach. I choć ten maluch nie ma pojęcia co się dzieje z nami, widzę jak jest szczęśliwy gdy może sam przewracać strony w książeczkach, turlać się dokąd przyjdzie mu ochota, z dumą wskazywać drżącym paluszkiem zegary na obrazkach (nie wiedzieć czemu Siemka fascynują czasomierze). To wszystko zostało osiągnięte długą i ciężką rehabilitacją. Wszakże na pierwszy turnus rehabilitacyjny Siemek pojechał w wieku ośmiu miesięcy. To bardzo wcześnie -  nie spotkaliśmy dotąd dziecka młodszego czy choćby równolatka, także przy kolejnych pobytach. Tym razem szanse na to są większe bo i Siemek jest starszy: ma już dwa i pół roku. W niedzielę, czyli za dwa dni, jedziemy znów do "Trzech Koron" w Garbiczu - ośrodka rehabilitacyjnego dla dzieci pod Torzymiem. Bardzo się cieszę, bo długo czekaliśmy na wolne miejsca.
 Jest jednak druga strona medalu: właśnie wtedy odbędzie się koncert dla Siemusia, więc wyglądało na to, że nie będziemy mogli na nim być... Gimnastykowałam długo szare komórki by wymyślić jakieś rozwiązanie problemu. Zjeść ciastko i mieć ciastko. No i wciąż mi wychodziło, że się nie da. Oczywiście Tata Siemka ma być na imprezie, bez dwóch zdań. Ale ja też strasznie chcę! Dla synka pora rozpoczęcia, i co więcej zakończenia, jest stanowczo zbyt późna więc główny zainteresowany bezwzględnie musi być w tym czasie w łóżeczku. No, ale mama by się chciała trochę pobawić...
 Zdecydowaliśmy w końcu, że wyrwę się z Siemkiem z Garbicza na jedną nockę do domu. Na szczęście nie jest to bardzo daleko i mam nadzieję, że nic nie pokrzyżuje planów, bo już sobie ostrzę zęby na najlepszą imprezę od lat :-)

 Kochani, jeszcze raz Was zapraszam!

 Przyjdźcie, Bądźcie i Bawcie się !!!