Nasz Siemek

.

.
Kliknij w baner po dodatkowe informacje...

wtorek, 18 lutego 2014

Słów kilka...

 Odkąd Siemek zaczął gurzyć, a potem pięknie gaworzyć sylabami, czekaliśmy na jego pierwsze słowa. I pojawiły się! Były to bodajże: "auto", "kaczka" ("kaka"), "oko", innych już nawet nie pamiętam. Z czasem jego zasób słów, a właściwie słówek, rósł. Nasz entuzjazm zgasiła dopiero pani wykonująca badanie Siemka w kierunku autyzmu, które przeprowadzono w ramach projektu wczesnego wykrywania go u małych dzieci. Wybrałam się tam tylko po to, by nic nie przeoczyć. Pani dokonująca wywiadu zapytała mnie, czy Siemek się komunikuje, czy prosi o coś lub o czymś informuje. Uzmysłowiłam sobie wówczas, że niestety tak nie jest. Mały używa słów najczęściej podczas zabawy, gdy pytamy: "co to?", "kto to?"; nazywa swoje ulubione zabawki, lub rzeczy (choćby książeczki mają swoje nazwy). W jego słowniku są nawet czterosylabowe (!) wyrazy jak: "helikopter" ("hejatotej"), czy "gąsienica" ("gosienica") itp. Budząc się rano, mówi: "cześć!", a nieraz i wtedy, kiedy któregoś z domowników przez kilka dni nie widział. Niektórych nazywa po imieniu. Gdy jednak chce, by coś mu dać, wciąż wymusza to płaczem. No może poza rozkazem: "cyca!"... 
 Za dwa miesiące Siemuś skończy dwa lata. Dzieci takie jak on, tzn. wiotkie i z bardzo ograniczoną ruchomością mają zdecydowanie bardziej pod górkę niż zdrowe. Rozwój psychiczny jest nieodłącznie związany z fizycznym. Nawet określa się to u dzieci jednym słowem: "psychofizyczny". Synek jest wystawiony na zdecydowanie za małą ilość bodźców. Nie pogrzebie w szufladzie, nie oparzy paluszka gorącym piekarnikiem, nie wysypie mąki z torebki... Nawet jego własne ciało nie dostarcza mu bodźców tak silnych, jak powinno (chodzi np. o czucie położenia ciała w przestrzeni). Nie wiemy także jakie jeszcze problemy związane z chorobą mogą się pojawić. To wszystko ma ogromnie zły wpływ na jego rozwój i co za tym idzie, mowę. Z tego powodu do wszystkich naszych zajęć dołączyliśmy jeszcze dodatkowe z logopedą, pracującą tzw. metodą krakowską (oprócz tych, które ma już w ramach NFZ w Ośrodku Rehabilitacyjnym). Poza  kilkoma ćwiczeniami zaleciła nam także masaże ust i wnętrza buzi, które dzielnie wykonuję, a synuś dzielnie ze mną walczy, próbując odgryźć mi paluchy, czemu się zresztą nie dziwię...
  Ktoś zapytał mnie niedawno, czy Siemek będzie mówił. Po sekundzie namysłu odparłam, że: "CHYBA tak...".





piątek, 14 lutego 2014

Szpital story

 Siemek postanowił się ususzyć. Środki do celu były takie:
1. Wirus
2. Wymioty
3. Biegunka
Trzeba przyznać, że prawie mu się udało...
 W sobotę wieczorem, po całym dniu wymiotów, znaleźliśmy się razem w szpitalu. Tam, zgodnie z przewidywaniami, podano mu kroplówkę i jak sądziłam, na tym temat powinien się zakończyć. Tymczasem był to dopiero początek. Kolejnego dnia pojawiła się wysoka gorączka i bardzo silna biegunka. Oszczędzając Wam niemiłych szczegółów napiszę tylko, że woda przelatywała przez niego niczym przez sito. W przeciągu czterech dni zużyłam dwie paczki pieluch, które normalnie wystarczyłyby na ponad trzy tygodnie. Nie przestał też zwracać. Było kiepsko...
 Teraz mogę już żartować, ale wtedy nie było mi do śmiechu. Siemek leżał patrząc apatycznie w ściany, nie wydając żadnych dźwięków. A czasem odwrotnie - pojękiwał i popłakiwał z bólu i zmęczenia, tak że rwało się serce...
 Mały już dwa razy w życiu przechodził tzw. jelitówkę. W obu przypadkach choroba skończyła się następnego dnia. Nie spodziewałam się zatem czegoś takiego... Myślę, że gdyby nie pobyt w szpitalu, źle by się to dla niego skończyło, a pisząc "źle" mam na myśli to o czym właśnie pomyśleliście...
 Po pięciu dobach pobytu wróciliśmy do domu. Już wczoraj wszystko zaczęło się normować. A dziś jest jeszcze lepiej. Ale nigdy nie zapomnimy tego widoku: Siemka leżącego pod kroplówką niemal bez ruchu, z półprzymkniętymi powiekami, nie reagującego na żadne nasze słowa...
 To pierwszy tegoroczny pobyt Siemula w zielonogórskim szpitalu. W poprzednim roku był dwa razy, "z okazji" zapalenia płuc. Znamy już świetnie cały personel oddziału dziecięcego. Żegnając się z paniami pielęgniarkami powiedziałam: "Do zobaczenia!" i raczej nie są to czcze pogróżki (niestety...).