Gorąco...
Nic się nie chce...
Mózg przegrzewa się, a myśli staja się lepkie, jak rozgrzany asfalt...
Już wiem co czuje jajko na rozgrzanej patelni.
Temperatura w naszym domu osiągnęła zawrotne 30 st. C. (!) Nad ranem i w nocy opada łaskawie o 2 st. w dół i popołudniu wraca z powrotem. Wentylator buczy cały boży dzień i jest obecnie moim najukochańszym domowym sprzętem.
Mamy też pierwszą ofiarę upału; waga łazienkowa odmówiła posłuszeństwa - wnętrze i wyświetlacz zamokło - efekt zbyt dużej ilości branych pryszniców i ogromnego zawilgocenia powietrza w pomieszczeniu. Chociaż akurat TEGO sprzętu jakoś dziwnie mi nie żal.
Siemek po popołudniowej drzemce jest mokrusieńki. Już dawno przestałam ubierać go w cokolwiek poza pieluchą a i tak dorobił się potówek. Nie stoi w pionizatorze, ani w HKAFO, nie bandażuję mu stópek, bo każda z tych rzeczy wydaje mi się torturą w tej temperaturze. Prawdziwe wakacje :-)
Zbieram się i zbieram do poważniejszego wpisu, który od miesiąca chodzi mi po głowie: postu o uczuciach, przekonaniach i czymś w rodzaju przyzwoitości... Ale jeszcze nie teraz i może nie następnym razem. Tekst dojrzewa we mnie niespiesznie.
Niedługo wrzucę więcej wakacyjnych zdjęć i opiszę nasze letnie przygody.
Dziś wybaczcie bo moje myśli pełzną niestrudzenie w stronę arbuza spoczywającego w lodówce a naprawdę jedzenie go i pisanie to bardzo zły pomysł. Laptop na pewno poparłby mnie w tej kwestii.
Też pewnie marzycie o chłodzie, prawda?
p.s. ma ktoś jakiś sposób na potówki?
A tu takie tam fotki znad jeziora Berzdorfer koło Goerlitz.
Wierzcie lub nie, ale mimo chmur opaliliśmy się całkiem mocno. |