Raz na jakiś czas zostaję zmuszony do weryfikacji moich poglądów na własną matkę. Generalnie uważam, że kobieta mnie lubi, a nawet kocha. Często gada coś na ten temat (ogólnie to dużo mówi...), a ja łaskawie pozwalam dawać sobie buziaki w nos. Cieszy się jak głupia z byle uśmiechu, toteż jej ich nie żałuję, niech ma... Niby wszystko gra, tymczasem od czasu do czasu rodzicielka funduje mi niczym nieuzasadnione tortury, po których pilnie wymagałbym pomocy jakiś specjalistów od przepracowywania traumy: obcinanie włosów.
Tłumaczę jej, że: "Absolutnie to nie jest konieczne!" i "Można jeszcze poczekać...", ale ona nie chce słuchać. Mam drobne problemy z wyartykułowaniem tego, więc po prostu zanoszę się płaczem i macham rękami. Kiedyś próbowałem brać ją na litość i oprócz łkania serwowałem gest oznaczający "przytul mnie", ale ona nie odpuszczała, póki nie skończyła. I na dodatek nigdy nie była w pełni zadowolona ze swojego dzieła. Marudziła, że się ruszałem, kładłem, spociłem od płaczu, więc kłaczki się skleiły, że mam za miękkie włoski do maszynki (zazdrości he, he)... Potwierdza się stara jak świat prawda: złej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy.
Powiem Wam również, że później przez jakiś czas mam wielki opór przed "pójściem" do łazienki. I dopiero gdy jestem już w wannie i wiem, że nic mi nie grozi, mogę się skupić na relaksie w kąpieli.
Naprawdę, alternatywna moda z lat dziewięćdziesiątych na długie męskie włosy mogłaby wrócić...
Łyso nie?
|
Tu jem bułkę stąd dziwne miny. |