Już ponad miesiąc upłynął od operacji drugiego biodra Siemka i z całą pewnością mogę napisać, że zniósł ją o wiele lepiej od poprzedniej. Nawet na sali pooperacyjnej, dokąd na dane przez panią pielęgniarkę hasło pobiegłam labiryntem szpitalnych korytarzy, nie rozpłakał się z bólu rozpaczliwie, a na buźce pojawił się cień uśmiechu. Nie wiem co bardziej chwytało za serce: krzyk, czy ta "dzielność"... Obie wywoływały u mnie uporczywe łzawienie. Jednak świadomość, że nie cierpi tak bardzo jak wcześniej, była o niebo lepsza niż wizja tego, co odczuwał po pierwszej operacji. Dowody na taki stan rzeczy znalazły się bardzo szybko: tylko raz po zabiegu miał podaną morfinę, a później potrzebował tak pi razy oko trzy razy mniej środków przeciwbólowych niż przy pierwszym biodrze. Być może wpływ miała na to łuska gipsowa, w której znajdowała się jego dupka i nóżki, a która unieruchamiała go na tyle, by żadne mikroruchy nie wywołały bólu. Faktem też jest, że po tej operacji nie miał założonego sączka, a i opuchlizna była mniejsza, więc chyba to wszystko się ładniej goiło.
Kilka dni temu byliśmy w Poznaniu na kontroli pooperacyjnej, niestety - nieudanej, ponieważ gdy dobiliśmy się w końcu (po prawie trzygodzinnym opóźnieniu) do gabinetu lekarza okazało się, że RTG jest już nieczynne, toteż niewiele można powiedzieć i niedużo zdecydować... Teraz piszę o tym lekko i spokojnie, ale uwierzcie: wiązanki przekleństw, które przepływały wówczas w mojej głowie zawstydziłyby niejednego pensjonariusza zakładu penitencjarnego.
Czekamy zatem na następny termin wizyty, a póki co, na pocieszenie otrzymaliśmy zlecenie na ciekawy sprzęt (step to), który ma zminimalizować skręcanie lewej nóżki Siemka do środka. Po obejrzeniu cuda w necie, mam niemiłe wrażenie, że Siemek nie zaakceptuje nowej "zabawki" lecz spróbować trza...
Operacja odbyła się pod koniec lipca, toteż pierwsze dwa tygodnie sierpnia byliśmy właściwie uziemieni w domu, by dać czas naszemu rozbrajającemu rekonwalescentowi na rekonwalescencję (spróbujcie przeczytać to szybko na głos XD ). Jednak nie płakaliśmy z tego powodu zbyt obficie, bo wystarczająco dużo wody lało się z nieba, by było czego żałować. Pod koniec wakacji pojechaliśmy do Zgorzelca - miasta wielu atrakcji (piszę to absolutnie serio!) i bazy wypadowej do innych fajnych miejsc. Na fali zwierzęcego szaleństwa (nowa fascynacja starszego brata) zaliczyliśmy wizyty w dwóch ZOO - w Goerlitz i w Libercu. Braliśmy udział w święcie starego miasta -Jakubach i wypoczywaliśmy nad jeziorem. Więcej rozrywek nie udało się nam upchnąć w tygodniowym grafiku. Czasem trzeba było odsapnąć...
Tymczasem przedwczoraj w życiu Siemka zaszła wielka zmiana. Pod wpływem licznych sugestii w tym temacie zapisaliśmy go do przedszkola terapeutycznego. Jak na razie sprawy prezentują się nieźle: malutka grupa dzieci, przemiłe panie, rehabilitacja, smaczne żarełko... Mam nadzieję, że decyzja nasza okaże się korzystna dla Siemka. Będziemy obserwować rozwój sytuacji i co jakiś czas robić bilans zysków i strat. Sam zainteresowany wydaje się być optymistycznie nastawiony do zmiany. Jedyne co mógłby zarzucić nowej miejscówie to konieczność przemieszczania się w niej windą, do którego to urządzenia nabył ostrej awersji po pobycie w szpitalu (choć i wcześniej nie darzył zaufaniem tego szatańskiego narzędzia). Sądzę jednak, że z czasem, gdy przekona się, iż za drzwiami windy na piętrze nie czyha pielęgniarka z wielgachną strzykawą, odpuści sobie i może nawet polubi ten sposób pokonywania przestrzeni...
Siemek w szpitalu:
Suszarka w akcji - sprzęt pooperacyjny (gips) musi być suchy! A "niektórzy"(tak mężu, do Ciebie piję...) mówili, że zawsze pakuję za dużo rzeczy... |
Żeby była jasność: ten paw, jest pawiem zielonogórskim. Ładny był to se go tu wcisłam :-D |
Jeżozwierze na wyciągnięcie ręki. No cóż... Co kto lubi. |
Piłujemy roga. Czym różnią się rogi od poroża? Zapachem po nadpiłowaniu. Obydwu nie polecam... |
"Suszymy skrzydełka panowie!" |
Słodki tybetański prosiaczek |
Jakuby:
Joł! |
Portret |
ZOO Liberec:
Sztuczna opalenizna |
Słodki czas lata już minął...
A na razie, choć astronomiczna jesień jeszcze nie nadeszła, my już kurujemy się z pierwszego przeziębienia tego sezonu...
Pozdrawiamy!