Z uwagi na naszą niechęć do kolejnych dalszych podróży, łuski (ortezy) na nóżki Siemka zamówiliśmy wiosną w firmie wykonującej sprzęt ortopedyczny, w okolicach Zielonej Góry. Szybko, łatwo i przyjemnie. Nie zdecydowano się tam na odlew gipsowy nóg uznając, że sam pomiar wystarczy. Zgodziliśmy się zadowoleni z obrotu sprawy. Żadnych dziecięcych łez. Niestety nasza rehabilitantka skrytykowała gotowy produkt. Musieliśmy zatem jeszcze raz udać się po tak zwany "wniosek na sprzęt ortopedyczny" do lekarza. Ponieważ jeden taki wniosek już "zużyliśmy" w tym roku, ortopeda musiał wybrać inny typ łusek i co gorsza, nie tak wysoko refundowanych przez NFZ, jak poprzednie. Tymczasem doszły dodatkowe koszty: dwa wyjazdy do Poznania- pierwszy pomiar i następnie odebranie gotowych ortez. Wyjazd środkowy, na pierwszą przymiarkę - aż do Łodzi.
No, tam nas jeszcze nie było... Koniecznie trzeba było nadrobić tak poważne niedopatrzenie.
Ponieważ od Łodzi dzieli nas całkiem porządny kawał podróży i to jeszcze z małym dzieckiem, musieliśmy tam przenocować. Nie zamierzaliśmy zbytnio zwiedzać a szczerze mówiąc- wcale, jednak namówieni przez właścicielkę hostelu, zaczęliśmy przeglądać prospekty i przewodniki po mieście.
Oko nam się zawiesiło na "Muzeum Animacji Se-ma-for" czyli po prostu muzeum Misia Uszatka i wszelkie inne opcje odpadły w przedbiegach...
Od lewej: Uszatek, Prosiaczek, Króliczki nr 1, nr 2. (albo odwrotnie) |
Poza Misiem z klapniętym uszkiem nacieszyliśmy się też Kolargolem, Skrzatami i innymi postaciami z bajek, które wywoływały jakieś niejasne wspomnienia typu: "coś mi się kojarzy..."
Sama przymiarka i dopasowywanie sprzętu odbyło się spokojnie w przeciwieństwie do pierwszego spotkania w Poznaniu, okupionego morzem łez. Nóżki małego zostały wówczas owinięte folią spożywczą i zagipsowane, a po zdjęciu odlewów, dokładnie je pomierzono. I wśród łkań mogliśmy wracać do domu.
Ostatnia wizyta miała miejsce przedwczoraj- odbiór ortez w Klinice Grunwaldzkiej w Poznaniu, gdzie można było dokonać jeszcze kilku ewentualnych, kosmetycznych poprawek. Wożąc Siemka wózkiem w oczekiwaniu na swoją kolej, znów nie mogłam pohamować myśli: "Co my tu robimy? Nie powinno nas tu być..."
Ale byliśmy i wróciliśmy z takim oto czymś:
Teraz mogę komuś nieźle przygrzmocić! |
Łuski nie były tanie (4400 zł)- lwią część ich ceny pokryły pieniądze zgromadzone na subkoncie Siemka w fundacji. Czyli dzięki Wam :-)
Dzięki Wam!
Jeszcze dużo przed Wami;) my z Kuba zdążyliśmy zwiedzić juz Warszawę (niezliczona ilosc razy), Katowice (2razy), Sosnowiec (z 4 razy), Opole, Zakopane, do Leszna jeździmy co tydzien, a w Poznaniu czuje sie juz jak w domu;) zycze Wam zatem dużo cierpliwosci i wytrwałości;) a co do dziecięcych lez, musisz myslec, ze to wszystko dla dobra Siemka;) nasz Kuba przelal niezliczona ilosc lez, ale dzięki umie teraz to co umie i jestem z niego dumna;) pozdrawiamy;)
OdpowiedzUsuńo rety! a ja narzekam...(I tak wygląda nasze "siedzenie" z dzieckiem w domu)
UsuńMasz prawo być dumna z niego i z... siebie! :-) pozdrawiam!