Ponieważ ostatnio trochę się zagalopowałam i stworzyłam, naprawdę długi post, uznałam, że osobno opiszę spotkania Siemka ze zwierzętami podczas turnusu. Nie żeby to było jakieś wielkie halo. Chłopak jest zdecydowanie bardziej zainteresowany przyrodą nieożywioną, szczególnie przybierającą postać kolorowych książeczek, bajek w TV i ciasteczek.
Przede wszystkim Siemek nie bał się (zapewne nie bardzo wiedział, że mógłby się czegoś obawiać). Koń przyjemnie kołysał a terapeuta, który wraz z nim siedział na grzbiecie czteronożnego pojazdu, śpiewał mu do ucha. Pogoda dopisała więc jeździliśmy do lasu. Ja również uczestniczyłam w tych spacerach, musiałam bowiem prowadzić konia za uzdę.
Wio! |
Piękne widoki cieszyły wzrok. Podziwialiśmy jezioro z nisko zwieszonym nad jego taflą jesiennym słońcem. Las przybrał cudowne żółto-brązowe barwy i było wyjątkowo ciepło, jak na tę porę roku.
Jedyne co mi przeszkadzało w tych spacerach, to konieczność zawracania wraz z koniem na wąskich, leśnych ścieżkach. Dla osoby tak nieobytej z hippiką było to prawie ekstremalne przeżycie... Kilka razy koń deptał mi po piętach w dosłownym tych słów znaczeniu.
Prrr! |
Tymczasem spotkań w ramach dogoterapii Siemek zaliczył już trzecią serię w życiu. Podczas tego turnusu odkryłam pewną ciekawostkę dotyczącą preferencji smakowych niektórych psów. Siemek ku mojej radości bardzo lubi jabłka, więc gdy zabrałam na spotkanie z panią Sandrą i jej zwierzakami jego ulubioną przekąskę, ze zdziwieniem zobaczyłam niemą prośbę w oczach psa. Znacie pewnie to spojrzenie? Trudno jest być wówczas twardym. Za zgodą opiekunki poczęstowałam czworonoga kawałkiem owocu i jak można było przewidzieć, na jednym się nie skończyło.
To wszystko odbywało się w ramach oficjalnej terapii. Tymczasem wczesną wiosną na naszym domowym podwórku zamieszkał kot. Tak po prostu, bez pytania o zgodę, bez umowy najmu i choćby symbolicznego czynszu. Trzeba przyznać, że przyczyniliśmy się do tego, skrycie go podkarmiając. Mimo to mieliśmy nadzieję, że jest u nas tylko przelotem. A potem dla żartu wymyśliliśmy mu imię. I nagle okazuje się, że spędzamy dwie godziny próbując ściągnąć go z drzewa, z którego nie umie sam zejść i kombinujemy jak zrobić mu ciepłe legowisko na zimę. Może za jakiś czas zechce się odwdzięczyć, zapewniając nam wszystkim felinoterapię...
Opisane zdarzenie z koniem napawało strachem , tym bardziej jak napisałaś ...ktoś kto nie jest obyty ma pewną obawę , powinna być trasa łatwiejsza , ale ważne ,że Siemkowi służyło i chyba się podobało ?
OdpowiedzUsuńNo proszę pies ,który je jabłka ... moje jedzą ogórki , marchewkę , z jabłkiem nie próbowałam . Pewnie pies chciał przypodobać się Siemkowi :):) .... oby tylko nie przyniósł w ramach podziękowania swoich smakołyków :D . Jak losy kotka ? pomieszkuje z wami ?
Pozdrawiam gorąco całą waszą rodzinę :)
"ciocia" Ania . Buziaki dla Siemka :*
ps - śliczne widoki ! :)
Usuń