Z racji niepełnosprawności Siemka bywam w różnych dziwnych i tajemniczych miejscach, o których myślałam, że moja noga nigdy w nich nie postanie. W miejscach do tej pory kojarzących mi się z brakiem wykształcenia, pracy, nałogami i tym podobnymi uroczymi przypadłościami. Dziś, co jakiś czas, sama muszę przekraczać te progi. I wciąż czuję się niepewnie. W takich momentach trzymam się myśli, iż kiedyś wrócę do pracy i wszystko się zmieni... O czym mówię? O Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej czyli MOPS-ie. To właśnie ten urząd wypłaca świadczenie pielęgnacyjne, które pobieram z racji rezygnacji z pracy i opieki nad chorym dzieckiem.
W tym samym budynku mieści się Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie (PCPR), które jest dysponentem środków z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON). I tu w tym roku będę musiała kilka razy zastukać. PFRON może dofinansować zakupy sprzętów: rehabilitacyjnych, związanych z likwidacją barier architektonicznych i dopłacić do kosztów turnusu rehabilitacyjnego. Jest jednak pewien haczyk: PFRON najwięcej pieniędzy ma do dyspozycji wiosną i wtedy najlepiej załatwiać sprzęt itp. Drugi haczyk to taki, że właściwie nie wiemy ile dostaniemy (znamy tylko maksymalne stawki dofinansowania na dany zakup) i czy w ogóle cokolwiek przyznają. Oczywiście wiosną można robić pewne optymistyczne założenia.
Drzwi w drzwi z tymi jednostkami, leży siedziba Zespołu do Spraw Orzekania o Niepełnosprawności. Przy pierwszej komisji Siemek otrzymał orzeczenie na pięć lat. To długo - jego ówczesny stan nie budził wątpliwości, że różowo nie jest. Nasze orzeczenie teoretycznie powinno być ważne jeszcze przez dwa i pół roku. Niestety w praktyce pojawił się pewien szkopuł. Wprowadzono bowiem nowy wzór karty parkingowej, której jesteśmy (nie)szczęśliwymi posiadaczami. Nie wystarczy jednak złożyć podania tylko o nowy dokument. Trzeba przejść znów proces orzecznictwa, by zweryfikować potrzebę korzystania z przywileju parkowania na kopertach. W naszym przypadku chyba nikt nie zakwestionuje tej konieczności, bo koń jaki jest każdy widzi... Naprawdę rozumiem problem z "nadmiarem" wydanych kart, ale całą polkę z podaniami i komisjami musimy przetańczyć od nowa.
Znasz to uczucie, gdy idziesz do jakiegoś urzędu z kompletem dokumentów, radosny i szczęśliwy, pewny, że sprawa zostanie załatwiona? Przed Tobą w kolejce stoi jakiś nieszczęśnik, pobladły z przerażenia, drżącymi palcami przerzuca kartki, a pani w okienku/przy biurku oznajmia, że zapomniał jakiegoś dokumentu... "Ale proszę pani..." woła słabo człowieczek, "Ale ja nie wiedziałem, że to jest potrzebne..." i "A na co to komu?". Z ust pani urzędniczki padają wtedy, niczym ciosy boksera, zdania: "Nie mogę tego przyjąć, dokumentacja jest niepełna!" oraz "Ja rozumiem, ale takie mamy przepisy...". A sponiewierany ludzki wrak pada znokautowany na deski.
A potem podchodzisz Ty.
Z lekkim współczuciem odprowadzasz wzrokiem swego poprzednika, a w duchu myślisz: "Patrz i ucz się człowieku!" i jeszcze, z politowaniem: " Niektórzy, są tak niezaradni..."
Sympatyczna pani przegląda Twoje papiery: załącznik taki, siaki i owaki, ksero dowodu z tył i z przodu, metryka urodzenia psa i chyba wszystko gra. Zwycięstwo!!! Już prawie wypuszczasz z siebie powietrze w skrywanym westchnieniu ulgi, gdy nagle słyszysz słowa rażące niczym grom z jasnego nieba: " Ale to jest źle wypełnione!" albo np.: " Potrzebny jest inny wzór podania: nie R2-D2 tylko C-3PO..."
W tym momencie czujesz, że moc nie jest z Tobą...
Dzisiaj mnie także opuściła, w PCPR-rze. Przyznaję się, że dawno nie zachowałam się tak irracjonalnie. Po prostu poleciały mi łzy. Z bezsilności. Sprawa nie jest jakaś przeokropna, była raczej kwestią mojej nieznajomości procedur firmy, od której zakupiłam sprzęt dla Siemka, a prawidłowo wypełniony dokument już niedługo przyjdzie do mnie pocztą, ale chyba wylazło tam ze mnie całe rozgoryczenie, które nawarstwiało się przez lata odsyłania z kwitkiem.
Żeby nie było: nie winię urzędników. I nawet rozumiem, że część tej papierologii jest konieczna. Ale gdy myślę o tym co mnie jeszcze czeka w tym roku, to włos mi się jeży na głowie. Sezon pielgrzymek uważam za otwarty...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz