Nasz Siemek

.

.
Kliknij w baner po dodatkowe informacje...

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

kaRRRamba!!!

 W mojej kuchni pełnej niespodzianek, każda zupa, bez względu na ideę, musi zawierać makaron. Nawet pomidorowa z ryżem... Chyba nie zrobiłabym kariery w Masterchefie. Tylko wersja z kluskami daje mi gwarancję nakarmienia potomstwa. Pewna pani rwałaby blond loki z głowy...
 Siemek bardzo lubi takie zupy. Ostatnio wsuwając michę kartoflanki z makaronem, każdą zwłokę we wkładaniu łychy do buzi kwitował niecierpliwym wołaniem: "rosojet!". Słusznie kombinuje - ciepła, słona ciecz plus makaron równa się rosół. Dlaczego o tym piszę? Sedno sprawy nie tkwi w kulinariach, tylko w tym konkretnym słowie. Otóż na turnusie w Garbiczu, czyli już dobry miesiąc temu, Siemek nauczył się mówić głoskę "r"... 
 Chłopak nie skończył jeszcze trzech lat, jego mowa pozostawia wiele do życzenia, a tymczasem nauczył się wymawiać głoskę, która nie leży w zasięgu przeciętnego, zdrowego dziecka w jego wieku. Norma wspomina o pięcio-, sześciolatkach. Oczywiście nie jest tak, że Siemek wszystkie inne głoski wymawia prawidłowo. Na przykład niemal nie używa literki: "ł" a "k" i "g" wymienia na: "t" i "d" (choć czasem mam wrażenie, że już je słyszę). Szeleszczące: "sz", "cz", "rz" potrafi powiedzieć w dosyć miękki sposób.
 Wciąż wzbudza ogromne zdziwienie tą nową umiejętnością, wszakże to najtrudniejsza do wyartykułowania polska głoska. Ja już się przyzwyczaiłam i nie jestem zdumiona słysząc: "rosojet", "radiowóz" czy "ciężarówta". Pojawiła się także u Siemcia urocza hiperpoprawność, już zanikająca, która przybierała rozkoszne formy: "chrebet", "trórewna" czy też "tamereron" (chlebek, królewna i kameleon). 
 Niech nikogo nie zwiodą te skomplikowane wyrazy. Siemuś wciąż jest dzieckiem, z którym trudno się dogadać, ale (aż boję się zapeszyć) jest lepiej niż ostatnio opisywałam (tutaj). Zaczyna używać słów w konkretnym celu. Większość z nich jest tytułami książeczek, które w danej chwili chce oglądać z naszej puchnącej w zastraszającym tempie kolekcji. Mówi jednak także co chciałby zjeść, prosi o picie, huśtanie czy przeczytanie wierszyka. Są to wciąż jednowyrazowe żądania, ale nasz kontakt bardzo się dzięki temu polepszył. Muszę przyznać, że to ogromna ulga móc dowiedzieć się czego chce dziecko, choćby w najprostszej formie. 
 Pod względem logopedycznym nasz chłopaczek jest zagadką dla każdego specjalisty, przez którego ręce się przewinął, a było ich kilku. 
 A więc czekamy, obserwujemy i stymulujemy...

3 komentarze: