Jakiś czas temu zaczęłam z Siemkiem uczęszczać do logopedy pracującego metodą krakowską, z którą wiązałam duże nadzieje. Chyba trochę na wyrost...
Na początku szło ładnie. Siemek szybko nauczył się identyfikować obrazki, nazywał zwierzątka, znał ich odgłosy. Umiał nawet rozpoznać zwierzę widząc tekst np.: "HAU, HAU" czy "UHU" itp. Miał duży zasób słów (rzeczowników). Rozumienie mowy było wciąż bardzo słabe. Właściwie w ogóle nie potrafiliśmy się ze sobą "dogadać". Znając nazwę danej rzeczy (zapytany co to jest, odpowiadał prawidłowo) płakał, wyciągał rękę (a dla niego to trudna sztuka), gdy jej chciał, zamiast po prostu powiedzieć. Mimo to z czasem poprawiła się nawet wymowa, choć i tak niewiele osób poza mną go rozumiało.
Siemek potrafi też nucić piosenki: czasami śpiewa pod nosem całe zwrotki, ale wszelkie próby zachęcenia go do wspólnego śpiewu spełzają na niczym. Robi to gdy się nudzi, jeśli zobaczy cień zainteresowania z naszej strony od razu zarzuca temat.
Od dawna umie kończyć za mnie ostatnie słowa wersów kilku rymowanek. Przepada za wierszykami. Ukochanym jest "Lokomotywa".
Niestety ostatnio zauważyłam, że nie używa już wielu słów, które znał, a te które stosuje bardzo się do siebie upodobniły tak, że i ja często mam problemy z dowiedzeniem się o co mu chodzi. Powtarza je kilkakrotnie i bardzo szybko, z niecierpliwością, co dodatkowo utrudnia mi zadanie.
Jest za to jeden poważny pozytyw, o można by rzec, kolosalnym znaczeniu. Choć wciąż musimy się domyślać czego chce, on rozumie nas w znacznie większym stopniu niż dotychczas.
Jestem, przyznaję, trochę zachłanna... Każda fajna rzecz, którą zaprezentuje Siemuś cieszy mnie, ale i wzbudza nadmierne nadzieje na kolejny krok. A tymczasem to nie jest takie proste. Czasami coś nowego pojawia się a potem zanika, lub nie idą za tym nowe umiejętności. Zdrowe dziecko przyzwyczaja do geometrycznego postępu, ale zdrowe dziecko nie potrzebuje rehabilitacji, by eksplorować otaczający świat. Ma w bród stymulacji, którą samo sobie zapewnia w codziennej nieograniczonej zabawie.
Wczesnym latem pisałam, że Siemek ma pewne autystyczne cechy, między innymi kiepski kontakt wzrokowy. Jesienią uległo to pewnej poprawie. Od niedawna jednak mam wrażenie, że znów jest ciut gorzej... A może po prostu wciąż dochodzi do głosu moje wyobrażenie o tym jak powinno być? Już przyzwyczaiłam się pozytywnej zmiany i podświadomie wymagam jeszcze więcej niż on może/chce mi dać.
Czasem gdy spojrzy mi w oczy i po prostu się uśmiechnie inicjując kontakt, rozpływam się w zachwycie, a jednocześnie uświadamiam sobie jak rzadko się to zdarza. A kiedyś, tak do roku życia Siemka, uważałam, że akurat z tym nie będziemy mieć najmniejszych problemów. Patrzył w oczy długo i chętnie, uśmiechał radośnie także do obcych ludzi. Mam nadzieję, że to kiedyś powróci...
I wiem, trochę ni z gruszki, ni z pietruszki, ale nie mogłam się powstrzymać: w nawiązaniu do raportu pogodowego z poprzedniego postu:
Bałwan na miarę naszych możliwości |
Kochana nie poddawaj się, może Siemuś wkracza w kolejny etap rozwoju i jest w tym wszystkim trochę inności... Nasze maluchy radzą sobie lepiej niż my myślimy...:) Buziaki dla Was :*
OdpowiedzUsuńOby...
OdpowiedzUsuńJak najmniej myśleć na ten temat, to moja obecna dewiza. Po prostu przyjmować wszystko takie jakie jest. Zobaczymy...
Pozdrawiam b. serdecznie! buziaki dla B.